sobota, 26 września 2015

Co po czytaniu globalnym?

Ostatnio sporo osób przywędrowało do nas z grupy fb 'Czytanie globalne'. Czuję się w obowiązku donieść jak obecnie wygląda u nas nauka czytania. :)

Z czytania globalnego nie zrezygnowaliśmy całkowicie, chociaż zostało ono znacznie ograniczone na  rzecz zabaw z analizy i syntezy. Wprowadzeniem liter zajmować się nie musiałam, bo litery Zosia poznała "przy okazji". Od czasu do czasu pytała się o kolejne, powtarzała je, zapamiętywała i jakoś samo poszło. Później zaczęło się wyodrębnianie pierwszej głoski w wyrazie. Od początku robiła to niemal bezbłędnie. Bestia ma dobry słuch. :) Z czasem wspierałam się tą umiejętnością, kiedy błędnie odczytywała jakiś wyraz. Naprowadzałam ją pytając o pierwszą literę w wyrazie albo zwracałam uwagę na różnice w podobnych wyrazach. 

Kolejnym krokiem było sięgnięcie po "Elementarz" Falskiego. I to był strzał w dziesiątkę! Zosia sporo słów już znała. Więc czytałyśmy na przemian - trochę ja, trochę ona. W przeciągu tygodnia czytała sama prawie 30 stron. Kolejne wyrazy zapamiętywała w mig, syntezując co nieco w swojej małej głowie. Niestety wglądu w nią nie mam, więc nie wiem co tam się tak naprawdę działo. Z czasem zaczęła sięgać po kolejne książki. 

Co robimy teraz? Przygotowuję Zosi alfabet ruchomy i materiał różowy z pedagogiki Montessori (niedługo napiszę o tym więcej), żeby pomóc jej w syntezowaniu. Niestety, pomimo moich starań Zosia słyszy po niektórych spółgłoskach "y" i czasami ma problem ze złożeniem nowego wyrazu (z trzyliterowymi radzi sobie rewelacyjnie). Szczególnie ma trudność z tymi, w których występują po sobie dwie spółgłoski. Próbujemy się "ślizgać", ale nie zawsze pomaga. Co ciekawe, bez problemu głoskuje trzyliterowe słowa. Nie wiem kiedy to opanowała. Odkryłam to wczoraj. 

Pewnie niektórzy z Was stwierdzą, że dlatego lepsze są metody sylabowe. Myślałam nad tym długo i doszłam do wniosku, że uczenie po kolei wszystkich sylab jest trochę bez sensu. Po co dziecko uczyć nic nie znaczących sylab? Lepiej wyjść od takich które rzeczywiście coś znaczą - my, mi, ta, to i z nich składać wyrazy. Później wprowadzić słowa trzyliterowe. Ale to jest moje zdanie…

Metod nauki czytania jest mnóstwo (wiem, bo pisałam o tym pracę dyplomową ;)). Nie ma jedynej słusznej. Wybór metody powinien być uzależniony od indywidualnych predyspozycji dziecka. Najlepsze wydaje się zaczerpnięcie z różnych koncepcji tego, co sprawdzi się przy konkretnym dziecku. 

Jako dowód Zosinych umiejętności filmiki:



wtorek, 22 września 2015

50 najpiękniejszych opowieści

"50 najpiękniejszych opowieści. Klasyka dla dzieci" wyd. Papilon dostaliśmy dawno temu w prezencie. Książka przeleżała na półce kilka miesięcy. Przyznaję, że podeszłam do niej dość sceptycznie. Ot, kolejny zbiór popularnych baśni, bajek i bajeczek. A że zachwalam na blogu tylko to co nam się rzeczywiście podoba... to recenzja czekała i czekała. Aż się w końcu doczekała. Jak widać - cierpliwość popłaca. :)

Zosia wygrzebała tę książkę w maju. Od tamtej pory sięga po nią codziennie. Nie ma dnia bez "książki z Aladynem". Wertuje ją strona po stronie. Takie posiedzenie trwa zawsze ponad pół godziny. A że Zosia lubi to robić w "ustronnym" miejscu… Kto dziecku zabroni.

Życie (czyt. Zosia) szybko zweryfikowało stosunek Mamy do tej książki. Może nie zapałała do niej wielką miłością, ale polubiła. Na tyle, żeby ją Wam polecić. Tata po przeczytaniu setny raz z rzędu tej samej książki na dobranoc, może mieć zgoła odmienne zdanie. Na szczęście, wybór bajek jest duży. Na nieszczęście, Zosia chce czytać ciągle te same. ;)

Książka, jak wskazuje sam tytuł, zawiera 50 najpiękniejszych opowieści. Znajdziecie w niej m. in. "Kota w butach", "Lampę Aladyna", "Trzy małe świnki", "Złotowłosą i trzy niedźwiadki" i wiele, wiele innych, które z pewnością znacie z dzieciństwa. Zbiór zawiera również kilka mniej znanych utworów tj. "Dzbanek do herbaty", "O dwunastu miesiącach", "Zaczarowana studnia". Bajki opracowane zostały tak, aby nadawały się do czytania młodszym dzieciom - są stosunkowo krótkie i napisane przystępnym językiem. Jeśli poszukujecie ładnie wydanej kompilacji najbardziej znanych baśni i bajek, polecamy.


czwartek, 17 września 2015

Pchła Szachrajka

"Chcecie bajki? Oto bajka: Była sobie Pchła Szachrajka." Chyba nie ma w Polsce osoby, która nie znałaby przygód tej bardzo psotnej, lecz równie sympatycznej damy w purpurowych rękawiczkach. My znamy ją aż za dobrze. I powiem bez kozery - uwielbiamy całym sercem. Szczególnie w wersji audio wydanej przez Polskie Radio na setną rocznicę urodzin Jana Brzechwy.

Płyta jest zapisem dźwiękowym spektaklu wystawionego w 2000 r. w studiu koncertowym Polskiego Radia. Muzykę do przedstawienia napisał Maciej Małecki, zaś całość wyreżyserowała Anna Seniuk. W rolę małej psotnicy wcieliła się Ewa Konstancja Buhłak. Wersje chóralne wykonuje Poznański Zespół Wokalny Affabre Concinui przy akompaniamencie Polskiej Orkiestry Radiowej.

Spektakl w dalszym ciągu jest wystawiany w Teatrze Narodowym. W trochę innej obsadzie, ale podejrzewam, że równie dobrej. Dlaczego podejrzewam? Bo niestety nie dane nam było go zobaczyć. Spektakl jest wystawiany tylko dwa razy w miesiącu, a bilety są sprzedawane na pniu. Na listopad zostało 1 (słownie: jedno) miejsce. Nasze marzenie. Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś go zobaczyć. Liczę na to, że ktoś w dyrekcji zlituje się nad publicznością i zrobi więcej przedstawień.
Zainteresowanych odsyłam na stronę Teatru Narodowego.

Na razie zostaje nam płyta, która jest absolutnie genialna. Moim zdaniem, najlepsza do tej pory wydana bajka muzyczna. Przez prawie całe wakacje wałkowana codziennie. Zawsze odsłuchana, a w zasadzie odśpiewana w całości. Uwierzcie mi, że takie słowa jak fanaberie, szachrajstwa, psoty, purpurowe rękawiczki w ustach 3 i pół latki brzmią rewelacyjnie. :) Oby więcej takich perełek!


I jeszcze dwa gratisy.

Zosia w lekko rozmazanym makijażu wykonanym przez specjalistkę na zakończeniu roku przedszkolnego.


Zosia w makijażu własnej produkcji a la Pchła Szachrajka - cyt: "Troszkę wyglądam jak Pchła Szachrajka". ;)